Herbata biała Yin Zhen – Srebrne Igły
Niedawno dotarła do mnie przesyłka z kolejnymi herbatami, tym razem ze sklepu Herbatkowo. Jak wiecie lubię poznawać nowe herbaty, ale chętnie też „sprawdzam” sprzedawców. Warto wiedzieć gdzie składać zamówienie na ulubione herbaty. Jeśli jestem ze sklepu zadowolona to o tym piszę, w przeciwnym wypadku, często pomijam milczeniem.
Dzisiaj miałam przyjemność popijać białą herbatę Yin Zhen, którą już kiedyś próbowałam, więc tym bardziej mam jakieś porównanie. Chociaż… każdy kto wypił już sporo dobrych herbat wie, że ta sama może smakować nieco inaczej. Czynników, które na to wpływają jest wiele, nie koniecznie chodzi tu o przechowywanie, pakowanie itp.
A skoro już wspomniałam o pakowaniu… Herbaty ze sklepu Herbatkowo dotarły do mnie dobrze zapakowane, najpierw klasyczna torebka, później, jako dodatkowe zabezpieczenie, woreczek strunowy. Każda zawierała dokładną nazwę oraz proponowany sposób parzenia.
Po otworzeniu pierwszej herbaty poczułam piękny aromat, czyli nie ma mowy o zwietrzałym suszu, a spotykałam się już z herbatą pachnącą… szarym papierem zwykłej torebki. Kolejny plus na korzyść wspomnianego sklepu. O pozostałych herbatach, które do mnie dotarły, będę jeszcze pisać, a dzisiaj zostańmy przy białej Yin Zhen.
Herbata Yin Zhen, sprzedawana też pod nazwą Yin Zhen Bai Cha, pochodzi z prowincji Fujian w Chinach. Zbierana jest wczesną wiosną i to przy odpowiedniej pogodzie. Niespuszczalne jest zbieranie podczas deszczu, czy wcześnie rano, kiedy na liściach osadzona jest rosa. Susz to same pączki, pokryte srebrnym puszkiem. Pięknie to wygląda, jeszcze lepiej smakuje.
Wspominałam już kiedyś o Srebrnych Igłach, choć w tamtym przypadku nie byłam do końca pewna jakości, a w zasadzie pochodzenia. Susz był nieco ciemniejszy, a już szczególnie inaczej wyglądał po zaparzeniu, był bardziej brązowy. Nie jestem aż tak wielką znawczynią tematu, aby po wyglądzie i smaku rozpoznawać herbaty, określać ich dokładne pochodzenie. Pozostaje mi jedynie, mniej lub bardziej, zachwycać się smakiem i wyrażać subiektywne opinie.
Dzisiejsza Yin Zhen smakowała wyjątkowo dobrze i podejrzewam, że jeszcze nie raz zagości w moim domu. Jak najbardziej był wyczuwalny, miły dla podniebienia, posmak wilgotnej kory. Och, jak ja to lubię! Było też coś miodowego, odrobinkę orzechowego i owoc. W moim odczuciu nutka owocowa najbliższa była melona. Wspaniały smak, orzeźwiający, gładki, lekki, chwila wyrafinowanej przyjemności, którą polecam na wyjątkowe okazje.
Kolor naparu prawdziwie… szampański.
Ponieważ Yin Zhen zaliczana jest do jednych z najcenniejszych herbat chińskich, cena też nie jest niska. Jednak warto, przynajmniej sporadycznie, zrobić sobie herbacianą ucztę. Warto ją też dobrze zaparzyć, choć są tu pewne różnice w poglądach, podyktowane indywidualnym gustem. Yin Zhen na pewno wymaga nieco dłuższego czasu parzenia. Mi smakuje parzona wodą o temperaturze 80 stopni, a czasy? Jeśli parzona tradycyjnie w czajniczku, na pewno kilka dobrych minut.
Dzisiaj eksperymentowałam z gaiwanem i krótszymi czasami parzenia, zaczęłam od jednej minuty i muszę przyznać, że nie był to wcale zły pomysł. :) Generalnie warto próbować coś zmieniać, byle w rozsądnych granicach. Na początek herbacianej przygody lepiej jest jednak trzymać się zaleceń doświadczonych herbaciarzy.
Jako podsumowanie napiszę krótko, biała herbata Yin Zhen warta jest grzechu małej rozrzutności. Można zamówić sobie mniejszą porcję, chociażby przy okazji świąt. Warunek jest jeden, powinna pochodzić z dobrego źródła, bo na prawdę nie zawsze sprawdza się – gdzie taniej, to lepiej.
Dzisiaj miałam przyjemność popijać białą herbatę Yin Zhen, którą już kiedyś próbowałam, więc tym bardziej mam jakieś porównanie. Chociaż… każdy kto wypił już sporo dobrych herbat wie, że ta sama może smakować nieco inaczej. Czynników, które na to wpływają jest wiele, nie koniecznie chodzi tu o przechowywanie, pakowanie itp.
A skoro już wspomniałam o pakowaniu… Herbaty ze sklepu Herbatkowo dotarły do mnie dobrze zapakowane, najpierw klasyczna torebka, później, jako dodatkowe zabezpieczenie, woreczek strunowy. Każda zawierała dokładną nazwę oraz proponowany sposób parzenia.
Po otworzeniu pierwszej herbaty poczułam piękny aromat, czyli nie ma mowy o zwietrzałym suszu, a spotykałam się już z herbatą pachnącą… szarym papierem zwykłej torebki. Kolejny plus na korzyść wspomnianego sklepu. O pozostałych herbatach, które do mnie dotarły, będę jeszcze pisać, a dzisiaj zostańmy przy białej Yin Zhen.
Herbata Yin Zhen, sprzedawana też pod nazwą Yin Zhen Bai Cha, pochodzi z prowincji Fujian w Chinach. Zbierana jest wczesną wiosną i to przy odpowiedniej pogodzie. Niespuszczalne jest zbieranie podczas deszczu, czy wcześnie rano, kiedy na liściach osadzona jest rosa. Susz to same pączki, pokryte srebrnym puszkiem. Pięknie to wygląda, jeszcze lepiej smakuje.
Wspominałam już kiedyś o Srebrnych Igłach, choć w tamtym przypadku nie byłam do końca pewna jakości, a w zasadzie pochodzenia. Susz był nieco ciemniejszy, a już szczególnie inaczej wyglądał po zaparzeniu, był bardziej brązowy. Nie jestem aż tak wielką znawczynią tematu, aby po wyglądzie i smaku rozpoznawać herbaty, określać ich dokładne pochodzenie. Pozostaje mi jedynie, mniej lub bardziej, zachwycać się smakiem i wyrażać subiektywne opinie.
Dzisiejsza Yin Zhen smakowała wyjątkowo dobrze i podejrzewam, że jeszcze nie raz zagości w moim domu. Jak najbardziej był wyczuwalny, miły dla podniebienia, posmak wilgotnej kory. Och, jak ja to lubię! Było też coś miodowego, odrobinkę orzechowego i owoc. W moim odczuciu nutka owocowa najbliższa była melona. Wspaniały smak, orzeźwiający, gładki, lekki, chwila wyrafinowanej przyjemności, którą polecam na wyjątkowe okazje.
Kolor naparu prawdziwie… szampański.
Ponieważ Yin Zhen zaliczana jest do jednych z najcenniejszych herbat chińskich, cena też nie jest niska. Jednak warto, przynajmniej sporadycznie, zrobić sobie herbacianą ucztę. Warto ją też dobrze zaparzyć, choć są tu pewne różnice w poglądach, podyktowane indywidualnym gustem. Yin Zhen na pewno wymaga nieco dłuższego czasu parzenia. Mi smakuje parzona wodą o temperaturze 80 stopni, a czasy? Jeśli parzona tradycyjnie w czajniczku, na pewno kilka dobrych minut.
Dzisiaj eksperymentowałam z gaiwanem i krótszymi czasami parzenia, zaczęłam od jednej minuty i muszę przyznać, że nie był to wcale zły pomysł. :) Generalnie warto próbować coś zmieniać, byle w rozsądnych granicach. Na początek herbacianej przygody lepiej jest jednak trzymać się zaleceń doświadczonych herbaciarzy.
Jako podsumowanie napiszę krótko, biała herbata Yin Zhen warta jest grzechu małej rozrzutności. Można zamówić sobie mniejszą porcję, chociażby przy okazji świąt. Warunek jest jeden, powinna pochodzić z dobrego źródła, bo na prawdę nie zawsze sprawdza się – gdzie taniej, to lepiej.