Herbata Nokcha Sejak
Podczas niedawnego Święta Herbaty w Bytomiu, poza degustacjami, miały też miejsce małe zakupy. Nie mogło być inaczej. Wyjątkowe „skarby”, schowane do specjalnego kuferka, kusiły i w końcu zaczynam je otwierać. Dzisiaj postanowiłam spróbować koreańskiej, zielonej herbaty Nokcha Sejak, pochodzącej z plantacji Jukro. Czytałam, że jest świetna, na święcie próbowałam, teraz mogę wypić ją w domowym zaciszu i to nie raz.
Nokcha Sejak to drobno walcowane, ręcznie przetwarzane listki. Zbiera się jedynie dwa i szczytowy pączek. Susz ma piękny zielony kolor.
Zastanawiałam się, jak ją zaparzyć. Na tę pierwszą, domową degustację, wybrałam niższą temperaturę, czyli 70 stopni.
Naczynia zostały najpierw ogrzane wodą (to ważne) i przystąpiłam do pierwszego parzenia. Mmm… co za zapach! A smak?
Mimo degustacji w Bytomiu, zostałam zaskoczona. Tak, herbata lubi zaskakiwać, szczególnie jeśli zmieniamy nieco parametry parzenia, wodę, a pewnie i własny nastrój? Podczas pierwszej degustacji w Bytomiu, prawdopodobnie z nadmiaru wrażeń, nie dostrzegłam bardzo ciekawego smaku… pikantnego. Zielona herbata, o łagodnym, nieco słodkawym i kremowym smaku, ale z pazurem. Wow!
Od razu małe wyjaśnienie. Ta pikantność to nie to samo co kupa chili w potrawie. O nie! Zdecydowanie nie lubię, i nie jadam, potraw bardzo pikantnych. Nie znoszę, kiedy smaki podstawowych składników dania „zabijane” są nadmiernym dodatkiem ostrych przypraw. Podobnie jest z herbatami i właśnie Nokcha Sejak jest świetnym przykładem dobrze smakującej „potrawy”. Smak łagodny powiedziałabym wiosenny. Wiem, że piję herbatę, ale ona ma to coś, dość dobrze wyczuwalną i długo pozostającą w ustach pikantną nutkę. Coś, co powoduje, że zielona herbata smakuje jednak inaczej, powiedziałbym ciekawiej.
Co do samego parzenia, pewnie spróbuję je jeszcze nieco modyfikować, ale generalnie temperatura około 70 stopni, 4 gramy suszu na 200 ml, daje bardzo dobry efekt. Udało mi się zalewać ją trzykrotnie, oczywiście bez uszczerbku w smaku. „Pazur” najbardziej wyczuwalny był za pierwszym razem, później napar stawał się łagodniejszy. Muszę jeszcze spróbować podnieść nieco temperaturę wody przy drugim i trzecim parzeniu, wydaje mi się to dobrym pomysłem.
Bardzo polecam tę herbatę, warto po nią sięgnąć!
Podobną herbatę już kiedyś piłam, choć z innego źródła. Wówczas nie wyczułam tego pikantnego smaczku. Dlaczego? Na prawdę trudno mi powiedzieć. Poprzednia była kupowana na wagę, ta, jak widać, w oryginalnym opakowaniu. A może po prostu to moje zmysły zmieniają się? :) A jednak zaskakuje, herbata oczywiście.
Nokcha Sejak to drobno walcowane, ręcznie przetwarzane listki. Zbiera się jedynie dwa i szczytowy pączek. Susz ma piękny zielony kolor.
Zastanawiałam się, jak ją zaparzyć. Na tę pierwszą, domową degustację, wybrałam niższą temperaturę, czyli 70 stopni.
Naczynia zostały najpierw ogrzane wodą (to ważne) i przystąpiłam do pierwszego parzenia. Mmm… co za zapach! A smak?
Mimo degustacji w Bytomiu, zostałam zaskoczona. Tak, herbata lubi zaskakiwać, szczególnie jeśli zmieniamy nieco parametry parzenia, wodę, a pewnie i własny nastrój? Podczas pierwszej degustacji w Bytomiu, prawdopodobnie z nadmiaru wrażeń, nie dostrzegłam bardzo ciekawego smaku… pikantnego. Zielona herbata, o łagodnym, nieco słodkawym i kremowym smaku, ale z pazurem. Wow!
Od razu małe wyjaśnienie. Ta pikantność to nie to samo co kupa chili w potrawie. O nie! Zdecydowanie nie lubię, i nie jadam, potraw bardzo pikantnych. Nie znoszę, kiedy smaki podstawowych składników dania „zabijane” są nadmiernym dodatkiem ostrych przypraw. Podobnie jest z herbatami i właśnie Nokcha Sejak jest świetnym przykładem dobrze smakującej „potrawy”. Smak łagodny powiedziałabym wiosenny. Wiem, że piję herbatę, ale ona ma to coś, dość dobrze wyczuwalną i długo pozostającą w ustach pikantną nutkę. Coś, co powoduje, że zielona herbata smakuje jednak inaczej, powiedziałbym ciekawiej.
Co do samego parzenia, pewnie spróbuję je jeszcze nieco modyfikować, ale generalnie temperatura około 70 stopni, 4 gramy suszu na 200 ml, daje bardzo dobry efekt. Udało mi się zalewać ją trzykrotnie, oczywiście bez uszczerbku w smaku. „Pazur” najbardziej wyczuwalny był za pierwszym razem, później napar stawał się łagodniejszy. Muszę jeszcze spróbować podnieść nieco temperaturę wody przy drugim i trzecim parzeniu, wydaje mi się to dobrym pomysłem.
Bardzo polecam tę herbatę, warto po nią sięgnąć!
Podobną herbatę już kiedyś piłam, choć z innego źródła. Wówczas nie wyczułam tego pikantnego smaczku. Dlaczego? Na prawdę trudno mi powiedzieć. Poprzednia była kupowana na wagę, ta, jak widać, w oryginalnym opakowaniu. A może po prostu to moje zmysły zmieniają się? :) A jednak zaskakuje, herbata oczywiście.