Biała herbata Shou Mei Fuding
Jako osoba nałogowo pijąca herbaty i doceniająca jej ogromny wachlarz smaków, nie mogłam odmówić sobie przyjemności kupienia całego, herbacianego ciastka. Wybór padł na białą herbatę Shou Mei pochodzącą ze zbiorów w 2007 roku, Fuding prowincja Fujian w Chinach. Pozostawało mieć nadzieję, że była przechowywana w dobrych warunkach i nie straciła nic ze swojego aromatu, a wręcz przeciwnie, tylko zyskała. Niektóre herbaty, tak jak wino, starsze smaczniejsze.
Na początek oczywiście prezentacja całego ciastka o wadze 357 gram.
Susz herbaty Shou Mei jest dość zróżnicowany w kolorach, począwszy od liści brązowych, przez zielonkawe, aż do jasnych, srebrzystych, pokrytych meszkiem.
Skoro mamy już kawałki herbaty, oddzielone od ciastka, czas przygotować herbatę, pamiętając o starannym zapakowaniu reszty sprasowanego krążka. Ważne jest aby przechowywać ciastko w pojemniku pozbawionym dostępu światła i wilgoci.
Herbatę Shou Mei parzyłam w szklanym gaiwanie, wodą o temperaturze 80 stopni. Jak się później okazało, nie był to najlepszy wybór. Susz ma duże i dość grube liście, nawet po trzecim parzeniu znalazłam liść, który nie nasiąkł całkowicie wodą. Napar był bardzo jasny, aromat dość słaby. Nie, to nie był najlepszy pomysł, ale nie szkodzi, podobno na błędach człowiek się uczy.
Kolejna próba zaowocowała lepszym smakiem i aromatem. Jakie były zmiany? Przede wszystkim podniesienie temperatury wody do 90 stopni, ale i zmiana naczynia. Ceramika jest jednak znacznie lepsza, dłużej utrzymuje temperaturę. Zdjęcia robiłam głównie przy parzeniu w szklanym gaiwanie, ale na końcu wpisu znajdziecie fotkę z kolejnego parzenia, w ceramice i z wyższą temperaturą wody.
Techniczne aspekty mamy za sobą, czas opisać wrażenia, oczywiście z właściwego, w moim odczuciu, parzenia. Aromat i smak herbaty Shou Mei jest przyjemny, kojarzący się z zapachem jesiennych liści. To co uderza już po pierwszych łykach naparu, to dobrze wyczuwalna miodowa słodycz. Oczywiście to nie wszystko, co można wyczuć w tej herbacie. Jest też coś, co kojarzę z suszonymi owocami, czasem miałam wrażenie lekkiego posmaku orzechowego. Najprzyjemniejszy dla mnie jest jednak zapach rozmiękczonych listków i łodyżek, których sporo znajdziemy w suszu.
Shou Mei jest nieco bardziej wyrazista od innych białych herbat, ma też ciemniejszy kolor naparu. Trudno mi powiedzieć czy to lepiej, czy gorzej. Wszystko zleży od naszych preferencji smakowych.
Indywidualne odczucia zmysłu smaku można opisywać, porównywać, ale nie ma to jak osobiście wypić czarkę herbaty i przekonać jak smakuje. Każdy może odbierać to nieco inaczej. W przypadku Shou Mei mogę zdecydowanie napisać, że smakuje jesienią, kiedy podczas chłodnych wieczorów rozgrzewamy się herbatą z miodem, zwłaszcza po długim spacerze, wśród jesiennych zapachów lasu. Lepiej tego opisać już nie potrafię. :)
Na początek oczywiście prezentacja całego ciastka o wadze 357 gram.
Jak zabrać się do takiego herbacianego ciastka?
Najlepiej użyć do tego specjalnego noża bądź szpikulca. Wiadomo jednak, że nie zawsze musimy takim sprzętem dysponować, wystarczy więc zwykły szpikulec, nie za ostry, żeby nie kaleczyć liści. Może to być też coś w kształcie noża, stalowego lub bambusowego, również bez bardzo ostrej krawędzi. Ja wykorzystałam narzędzie do ceramiki i muszę przyznać, że bardzo dobrze się sprawdziło.Susz herbaty Shou Mei jest dość zróżnicowany w kolorach, począwszy od liści brązowych, przez zielonkawe, aż do jasnych, srebrzystych, pokrytych meszkiem.
Skoro mamy już kawałki herbaty, oddzielone od ciastka, czas przygotować herbatę, pamiętając o starannym zapakowaniu reszty sprasowanego krążka. Ważne jest aby przechowywać ciastko w pojemniku pozbawionym dostępu światła i wilgoci.
Herbatę Shou Mei parzyłam w szklanym gaiwanie, wodą o temperaturze 80 stopni. Jak się później okazało, nie był to najlepszy wybór. Susz ma duże i dość grube liście, nawet po trzecim parzeniu znalazłam liść, który nie nasiąkł całkowicie wodą. Napar był bardzo jasny, aromat dość słaby. Nie, to nie był najlepszy pomysł, ale nie szkodzi, podobno na błędach człowiek się uczy.
Kolejna próba zaowocowała lepszym smakiem i aromatem. Jakie były zmiany? Przede wszystkim podniesienie temperatury wody do 90 stopni, ale i zmiana naczynia. Ceramika jest jednak znacznie lepsza, dłużej utrzymuje temperaturę. Zdjęcia robiłam głównie przy parzeniu w szklanym gaiwanie, ale na końcu wpisu znajdziecie fotkę z kolejnego parzenia, w ceramice i z wyższą temperaturą wody.
Techniczne aspekty mamy za sobą, czas opisać wrażenia, oczywiście z właściwego, w moim odczuciu, parzenia. Aromat i smak herbaty Shou Mei jest przyjemny, kojarzący się z zapachem jesiennych liści. To co uderza już po pierwszych łykach naparu, to dobrze wyczuwalna miodowa słodycz. Oczywiście to nie wszystko, co można wyczuć w tej herbacie. Jest też coś, co kojarzę z suszonymi owocami, czasem miałam wrażenie lekkiego posmaku orzechowego. Najprzyjemniejszy dla mnie jest jednak zapach rozmiękczonych listków i łodyżek, których sporo znajdziemy w suszu.
Shou Mei jest nieco bardziej wyrazista od innych białych herbat, ma też ciemniejszy kolor naparu. Trudno mi powiedzieć czy to lepiej, czy gorzej. Wszystko zleży od naszych preferencji smakowych.
Indywidualne odczucia zmysłu smaku można opisywać, porównywać, ale nie ma to jak osobiście wypić czarkę herbaty i przekonać jak smakuje. Każdy może odbierać to nieco inaczej. W przypadku Shou Mei mogę zdecydowanie napisać, że smakuje jesienią, kiedy podczas chłodnych wieczorów rozgrzewamy się herbatą z miodem, zwłaszcza po długim spacerze, wśród jesiennych zapachów lasu. Lepiej tego opisać już nie potrafię. :)