Czarna herbata Assam
Robiąc zakupy w większych sklepach warto czasem zwrócić uwagę na dział herbaciany. Raczej mało prawdopodobne abyśmy trafili tam na herbatę dla koneserów, ale z całą pewnością znajdzie się coś wartego zainteresowania. Nie musi to być produkt zaliczany do dziesięciu najlepszych na świecie, niech to będzie przeciętna, codzienna herbata, lepsza niż popularne ekspresówki, bez sztucznych dodatków. No chyba, że ktoś takie lubi.
O herbatach MAYO już kiedyś pisałam, opisywałam białą, po którą sama dość chętnie sięgam. Dzisiaj słów kilka o czarnej herbacie Assam. Generalnie nie przepadam za indyjskimi herbatami, pewnie z powodu ich dość mocnego naparu i bardziej intensywnej cierpkości. Za to kolor herbaty jest bardzo ładny, określiłabym go jako miedziano – czerwony.
MAYO Assam zaliczyłabym do dość dobrych. Susz to kawałki listków z niewielką ilością gałązek.
Parzyłam herbatę zgodnie z sugestią na opakowaniu. Przy czym, w celu uniknięcia cierpkości, wybrałam ten najkrótszy czas, czyli 3 minuty.
Podoba mi się uwaga dotycząca ogrzania czajniczka, dobrze by było aby znajdowała się na wszystkich opakowaniach herbat, jest to jednak bardzo istotna czynność. Nie wiem tylko czy przeciętny konsument czyta, ale to już jego problem.
Jeśli lubicie assamy, nie szukacie herbaty luksusowej, myślę, że tę warto nabyć. Smak jest raczej typowy, intensywny, cierpkawy, z niewielkim miodowym posmakiem. U mnie raczej nie będzie zbyt często gościć, ale jak wspominałam, to nie są moje ulubione smaki. A poza tym… nie wiem jak Wy, ja jednak odnoszę wrażenie, że obecne herbaty indyjskie są gorsze od tych, które piłam lat temu… z dziesięć? A może to tylko mój smak się zmienił?
O herbatach MAYO już kiedyś pisałam, opisywałam białą, po którą sama dość chętnie sięgam. Dzisiaj słów kilka o czarnej herbacie Assam. Generalnie nie przepadam za indyjskimi herbatami, pewnie z powodu ich dość mocnego naparu i bardziej intensywnej cierpkości. Za to kolor herbaty jest bardzo ładny, określiłabym go jako miedziano – czerwony.
MAYO Assam zaliczyłabym do dość dobrych. Susz to kawałki listków z niewielką ilością gałązek.
Parzyłam herbatę zgodnie z sugestią na opakowaniu. Przy czym, w celu uniknięcia cierpkości, wybrałam ten najkrótszy czas, czyli 3 minuty.
Podoba mi się uwaga dotycząca ogrzania czajniczka, dobrze by było aby znajdowała się na wszystkich opakowaniach herbat, jest to jednak bardzo istotna czynność. Nie wiem tylko czy przeciętny konsument czyta, ale to już jego problem.
Jeśli lubicie assamy, nie szukacie herbaty luksusowej, myślę, że tę warto nabyć. Smak jest raczej typowy, intensywny, cierpkawy, z niewielkim miodowym posmakiem. U mnie raczej nie będzie zbyt często gościć, ale jak wspominałam, to nie są moje ulubione smaki. A poza tym… nie wiem jak Wy, ja jednak odnoszę wrażenie, że obecne herbaty indyjskie są gorsze od tych, które piłam lat temu… z dziesięć? A może to tylko mój smak się zmienił?