Herbata Bai Hao Oolong
Ostatnie dni były dla mnie wyjątkowo pracowite, na szczęście prawie wszystko zostało już zrobione. Miałam tak serdecznie dość siedzenia przy komputerze, że dzisiaj postanowiłam zrobić sobie relaks, oczywiście z dobrą herbatą.
W moim herbacianym kuferku, leżała sobie hermetycznie zamknięta paczka z oolongiem Bai Hao. Co prawda niektórzy określają ją jako bardziej jesienną, ale patrząc przez okno… Jesienią bywa lepsza pogoda.
Herbata Bai Hao Oolong pochodzi z północnej części Tajwanu, gdzie panuje wilgotny i mglisty klimat, co na pewno nie pozostaje bez wpływu na smak. W przeciwieństwie do innych tajwańskich oolongów, zbierana jest w czerwcu i lipcu. Zbierane są szczytowe pączki, wraz z dwoma listkami.
Herbata Bai Hao znana jest również pod innymi nazwami. Na przykład „Dong Fang Mei Ren” lub „Oriental Beauty” (Orientalna Piękność). Podobno ta druga nazwa pochodzi z początku XX wieku, kiedy to królowa Elżbieta II, po wypiciu próbki herbaty, tak właśnie ją nazwała. Wiadomo, kobieta to i nazwa ładna.
Generalnie bardzo lubię oolongi i chyba stają się moimi ulubionymi herbatami. Czym więcej ich poznaję, tym bardziej jestem w nich zakochana. Może dlatego, że są skrzyżowaniem, czy może czymś pośrednim, herbaty zielonej i czarnej?
Czas przejść do własnych wrażeń
Susz pachnie raczej delikatnie, choć i tak bardzo przyjemnie. Widać w nim białe tipsy, w dość dużej ilości, czego akurat zdjęcie za bardzo nie pokazuje. Musicie wierzyć na słowo. Jest tu cała gama odcieni, począwszy od ciemnych fragmentów listków, skończywszy na jasnych tipsach. A cała herbacina przyjemność, wręcz uczta, zaczyna się przy parzeniu.
Bai Hao Oolong zaparzyłam w ceramicznym czajniczku, metodą europejską. Woda o temperaturze około 95 stopni, czas parzenia 3 minuty. Co do gotowania wody to wiecie o tym, że najlepsza jest jeszcze w białej fazie, a nie w już mocno bomblującej? Kiedy robi się biała, ma drobne pęcherzyki jest ok. Kiedy bulgocze jak szalona, jest zbyt mocno „ugotowana”.
Smak jest fantastyczny. Słodki, karmelowo – miodowy, z wyczuwalną delikatnie nutą brzoskwini. Czy to nie jest interesujący bukiet smaków? Momentami, szczególnie na początku, wyczuwałam jakby posmak kasztanów. Zero cierpkości.
Dzisiejszy relaks to była czysta przyjemność, z jedną z niezwykłych herbat świata. Na prawdę warto jej spróbować, a ja wiem, że na pewno jeszcze nie raz ją kupię.
W moim herbacianym kuferku, leżała sobie hermetycznie zamknięta paczka z oolongiem Bai Hao. Co prawda niektórzy określają ją jako bardziej jesienną, ale patrząc przez okno… Jesienią bywa lepsza pogoda.
Herbata Bai Hao Oolong pochodzi z północnej części Tajwanu, gdzie panuje wilgotny i mglisty klimat, co na pewno nie pozostaje bez wpływu na smak. W przeciwieństwie do innych tajwańskich oolongów, zbierana jest w czerwcu i lipcu. Zbierane są szczytowe pączki, wraz z dwoma listkami.
Herbata Bai Hao znana jest również pod innymi nazwami. Na przykład „Dong Fang Mei Ren” lub „Oriental Beauty” (Orientalna Piękność). Podobno ta druga nazwa pochodzi z początku XX wieku, kiedy to królowa Elżbieta II, po wypiciu próbki herbaty, tak właśnie ją nazwała. Wiadomo, kobieta to i nazwa ładna.
Generalnie bardzo lubię oolongi i chyba stają się moimi ulubionymi herbatami. Czym więcej ich poznaję, tym bardziej jestem w nich zakochana. Może dlatego, że są skrzyżowaniem, czy może czymś pośrednim, herbaty zielonej i czarnej?
Czas przejść do własnych wrażeń
Susz pachnie raczej delikatnie, choć i tak bardzo przyjemnie. Widać w nim białe tipsy, w dość dużej ilości, czego akurat zdjęcie za bardzo nie pokazuje. Musicie wierzyć na słowo. Jest tu cała gama odcieni, począwszy od ciemnych fragmentów listków, skończywszy na jasnych tipsach. A cała herbacina przyjemność, wręcz uczta, zaczyna się przy parzeniu.
Bai Hao Oolong zaparzyłam w ceramicznym czajniczku, metodą europejską. Woda o temperaturze około 95 stopni, czas parzenia 3 minuty. Co do gotowania wody to wiecie o tym, że najlepsza jest jeszcze w białej fazie, a nie w już mocno bomblującej? Kiedy robi się biała, ma drobne pęcherzyki jest ok. Kiedy bulgocze jak szalona, jest zbyt mocno „ugotowana”.
Smak jest fantastyczny. Słodki, karmelowo – miodowy, z wyczuwalną delikatnie nutą brzoskwini. Czy to nie jest interesujący bukiet smaków? Momentami, szczególnie na początku, wyczuwałam jakby posmak kasztanów. Zero cierpkości.
Dzisiejszy relaks to była czysta przyjemność, z jedną z niezwykłych herbat świata. Na prawdę warto jej spróbować, a ja wiem, że na pewno jeszcze nie raz ją kupię.